Jeszcze ciąg dalszy o języku, samoograniczaniu i wychodzeniu poza nasze własne rozumienie świata.
Wiele lat temu jako młoda „propagatorka” Lean Management pojechałam do starej niemieckiej fabryki na audyt systemu produkcji. W czasie audytu obserwowałam wykonywaną pracę i rozmawiałam z pracownikami. Jednym z moich rozmówców okazał się być Ślązak, więc szybko przeszliśmy na „ślonsko godka”. I w pewnym momencie, ten zdecydowanie starszy ode mnie człowiek (pewnie był po czterdziestce) powiedział coś takiego: „Dziołcha, od 20 lat przykręcam te koła w ten sposób i zawsze tak było, a teraz ktoś wymyśla, że mam to robić inaczej! Zupełnie bez sensu!” I już chciał się ulotnić, ale ja nie dałam za wygraną i zaczęłam go wypytywać o jego własne spostrzeżenia dotyczące jego pracy. Czy to jak wykonuje pracę jest według niego najlepszym sposobem? Co chciałby zmienić? I nagle okazało się, że jest pełen uwag konstruktywnych i ma wiele pomysłów co można byłoby robić w inny sposób, być może prostszy i lepszy. Nie wiem co się stało z jego pomysłami. Natomiast widziałam jak ze sfrustrowanej marudy negującej zmiany ten człowiek przeobraził się w aktywnego propagatora zmiany. Była jedna różnica – nie chciał cudzych zmian (których nie rozumiał), chciał wypróbować swoje.
Wokół nas są osoby (a może i czasami my sami), które na pytanie „dlaczego tak to robisz?„ odpowiadają właśnie „bo tak zawsze było”. Nie świadczy to o złej woli czy braku inteligencji. My jako ludzie myślący nie zawsze nad wszystkim się zastanawiamy i nie zawsze kwestionujemy dany stan rzeczy. Pewne kwestie przyjmujemy jak święte, dane, nietykalne i w ten sposób funkcjonujemy latami, czasami mocno grzęznąc we własnej frustracji. Co sprzyja takiemu podejściu? Widzę tu dwa mocne filary takiej postawy: brak przestrzeni na wychodzenie poza utarte schematy i brak wiary w możliwość wpływu na zmianę.
Brak przestrzeni na innowacyjność i zmianę niestety często wynika z właśnie takiej kultury organizacji. Jeśli jedyną osoba, która wie lepiej jest szef (dyrektor, prezes, właściciel), to dlaczego pracownik miałby chcieć nawet pomyśleć o zmianie? Sam wpada w pętlę „bo tak zawsze było” na poziomie meta – „po co mam się wychylać jak szef mnie tylko ochrzani/zignoruje/wyśmieje (do wyboru albo wszystko na raz) jak zawsze”. Będzie się frustrował aż w końcu zmieni pracę, albo też będzie tylko z niechęcią przychodził odbębnić swoje osiem godzin. Są firmy idące krok dalej (to obserwacja, nie ironia) – pomysł pracownika jest dobry, ale tylko wtedy, gdy jest po myśli szefa. Dla mnie to już jest organizacja ucząca się: szef uczy się, że każdy inny człowiek też jest sapiens i może mieć pomysły, a ludzie pomału wychodzą ze swoich skorupek czystego narzekania w obszar dzielenia się myślą i działania. Jeśli organizacja jest świadoma tej przemiany kulturowej, to często wzmacnia takie działania systemami sugestii (Kaizen, pomysły, itd.) i pomału wymówka „bo tak zawsze było” odchodzi do lamusa.
Brak wiary w możliwość zmiany to drugi ważny obszar. To poczucie wpływu jest bardzo osobiste i zależy od tego jak myślę sam/a o sobie, jak kształtuje się moje poczucie własnej wartości, jaka jest moja samoocena. Często w pracy indywidulanej właśnie od tego zaczynam – jak rozumiesz swój wpływ na świat zewnętrzny, na swoje wybory, na swoje działanie? Czy to co robisz jest Twoim wyborem? Co możesz zrobić, żeby mieć wpływ? Na co w swoim życiu chcesz mieć wpływ? To takie z pozory proste pytania, jednak odpowiedzi już nie są takie szybkie, jasne i intuicyjne. Głównie dlatego, że rzadko w życiu zatrzymujemy się i sami sobie zadajemy takie pytania. Bez takiej refleksji skąd mam wiedzieć na czym mi zależy? Na co chcę wpływać? Co chcę zmieniać? A idąc dalej na obszar zawodowy, czy czuję, że mogę? że potrafię? Oczywiście są tacy ludzie, którzy „od zawsze” chcą mieć wpływ i zamiast marudzić działają. Cała reszta potrzebuje wsparcia, wiary w to, że można, że wychylanie się ma sens. Takie wsparcie może dać szef, pokazać, że docenia, pomaga, zachęca. Dzięki takim otwartym głowom pracownicy nabierają wiatru w skrzydła i zaczynają działać. Zaczynają kwestionować, że „tak było zawsze” i wpadają w wir doskonalenia i zmiany. I tak zaczyna się cała zabawa😊
Skomentuj