Przez ponad 20 lat pracowałam w korpo. Wyszłam z korpo nie dlatego, że było mi źle. Chciałam pracować w tej firmie „do końca”, do emerytury. Mój „koniec” przyszedł wcześniej niż chciałam, pchnął mnie do rozwoju w innym kierunku, odkrycia innych obszarów zawodowych. Ale brak mi „mojego korpo”, bo ja bardzo dużo „dostałam” w korpo i tego właśnie mi brakuje.
Trafia mnie przysłowiowy szlag, gdy osoby, które dopiero zaczynają budować swoje doświadczenie zawodowe, lub nigdy nie pracowały w żadnej korporacji, wymawiają to słowo z pogardą i absolutną negacją. A słyszę to już od kilku lat…
I wreszcie piszę ten tekst, który układał się w mojej głowie od prawie 2 lata temu, od momentu gdy mój pseudo-szef obrzucił mnie bluzgiem w stylu „tu nie jest korpo”, gdy zapytałam o jakąś dla mnie oczywistą zasadę biurową. Bunt się zrodził i kiełkował😊 I teraz właśnie piszę czym jest to nadużywane korpo i dlaczego można je kochać, i za co ja jestem wdzięczna korporacji.
Słowo korpo ma obecnie wydźwięk negatywny – oznacza dużą odhumanizowaną organizację, wyzyskująca biednych pracowników, którzy muszą działać zgodnie z zupełnie bezsensownymi zasadami; pracują dużo, poświęcają się za marne grosze, nie są doceniani, nie awansują, itd…
Spojrzałam do Słownika języka polskiego (Wydawnictwo Naukowe PWN, 2003), żeby sprawdzić co tak faktycznie w naszym języku oznacza słowo „korporacja”:
- Pojęcie ekonomiczne – „spółka kapitałowa oparta na kapitale złożonym z udziałów”
- Pojęcie prawne – „stowarzyszenie, związek, zrzeszenie osób, mające zwykle osobowość prawną, którego celem jest realizacja określonych, wspólnych zadań”.
Słownikowe znaczenie prawne jest zupełnym przeciwieństwem potocznego rozumienia korpo, gdyż związek ludzi nie może istnieć bez podmiotowego rozumienia człowieka, bez ludzi po prostu nie ma korporacji.
I takie rozumienie wyniosłam z „mojej korporacji”, w której pracowałam, jednej z największych na świecie. Od pierwszego dnia mówiono nam, że „firma to ludzie”. To sformułowanie również ma co najmniej 2 znaczenia:
- Firma to ludzie, więc to ludzie są najważniejsi – są traktowani z respektem, ich praca jest odpowiednio wynagradzana i doceniana, są zarządzani z szacunkiem.
- Ale to również znaczy, że ci ludzi budują kulturę organizacji, jeśli promują zachowania zaprzeczające idei przywództwa z szacunkiem, to takiego zarzadzania nie będzie☹ Zasady i reguły są tworzone przez ludzi i są akceptowane (bądź nie) też przez ludzi…
Bronię korporacji, bo ją znam, myślę że po tylu latach patrzę krytycznie, ale też bardziej obiektywnie, bo znam też ten „inny świat”, więc mam porównanie. Chcę Wam pokazać za co pokochałam „moją korporację”, za co jestem jej cały czas wdzięczna:
- Wiedza – pod koniec lat 90 była to zupełnie nowa jakość zarządzania, nowe myślenie o HR, nieznane w naszym świecie raczkującego biznesu i starej nauki; chłonęłam jak gąbka, wszystko było nowe i ciekawe.
- Podejście do ludzi – firmą zarządzali obcokrajowcy, z bardzo różnych miejsc na świecie; każdy z nich był otarty, chętny do rozmowy, nauczania, cierpliwy; pomimo tego, że byłam bardzo młoda, nie miałam poczucia bycia traktowaną jak kompletny żółtodziób z ekonomicznego zaścianka; co więcej, moi szefowie pytali mnie o zdanie, dawali prawo decydowania, odpowiedzialność. Nauczyli mnie dobrego przywództwa😊
- Docenianie – „good joby” lały się strumieniami, co było dla nas kulturowo dziwne, ale przyjemne, że ktoś widzi Twoją pracę i zaangażowanie, pensje były dobre, benefity „pionierskie”.
- Dawanie szansy – w tej firmie wielokrotnie dostałam szansę rozwoju i z większości skrzętnie korzystałam; rozwojem nazywam nie tylko możliwość szkoleń w ramach firmy i poza nią, ale liczne wyjazdy, awanse. Dzięki tym wszystkim doświadczeniom jestem właśnie taką, a nie inna osobą, te doświadczenia kształtowały mnie zawodowo i osobniczo.
- Ludzie – poznałam bardzo dużo ludzi z całego świata, z wieloma łączą mnie relacje do teraz; doznałam czym jest różnorodność pracując w różnych miejscach na świecie i mając wielonarodowe zespoły.
- Zasady prowadzenia biznesu – od organizacji procesów, ludzi, przez skuteczną komunikację, dbanie o szczegóły a nie zasadę „każdy się domyśli”; dobra jakość pracy w każdym momencie.
- Praca zespołowa – taka prawdziwa, ze wsparciem, wspólnym celem, różnorodnością, trochę jak u Muszkieterów😉
To wszystko nie oznacza, że w korporacjach nie ma ludzi „beznadziejnych”. Wszędzie znajdziemy dobrych liderów i marnych, i tacy też są w korpo, i ja też miałam kilku beznadziejnych szefów. Ale pojawiali się w wyniku jakiś decyzji i wyborów. Nie oceniam tych decyzji (już nie), nie były moje i nie znam kontekstu. Akceptowałam je, lub od nich odchodziłam…
Oczywiście, że w tej „mojej korporacji” pojawiały się dziwne decyzje, zasady czy reguły, ale można było o tym rozmawiać i kwestionować. Miałam poczucie sprawczości, wpływu, w dużej mierze dlatego, że chciałam, że mi zależało.
21 lat w korpo to dla mnie masa doświadczeń, 13 różnych stanowisk, 5 różnych lokalizacji na świecie. Kompetencje, z których korzystam każdego dnia. Wydaje mi się, że to upoważnia mnie do obrony korporacji, pokazania jej zdecydowanie dobrych stron, o których często krytykanci nie mają pojęcia, bo niestety nigdy nie zetknęli się z prawdziwą korpo.
Każde miejsce pracy (i nie tylko) może być nasze, jeśli będziemy mieć adekwatne oczekiwania, otwarte głowy i będziemy dostrzegać pozytywy, a nie szukać „dziury w całym”. Czego Wam życzę z całego trochę korpo-serca😊
Skomentuj