Menu

Wejście w Nowy Rok traktujemy jak jakąś wielką zmianę w naszym życiu. A to tylko kolejny dzień, który zgodnie z umową nazywa się pierwszym stycznia i ma dodatkową cyferkę  w liczbie oznaczającej rok. Na to wszystko się umówiliśmy, my – ludzie, uznając taki system odliczania czasu… gdzie ta magia?

Zmiana roku jest często traktowana przez nas jako moment przełomowy i zmiana nas, naszych przyzwyczajeń, sposobu działania. Wielce to zacne, zwłaszcza jeśli wynika z głębokich przemyśleń i zrozumienia potrzeb własnych. Tylko jakoś tak od zawsze wiemy, że postanowienia noworoczne szybko ulatują i nawet pył po nich nie zostaje☹

Zaczęłam przysłuchiwać się z uwagą sposobowi komunikowania tego co robimy, co planujemy, co realizujemy. Niezwykle często, w około 80% stosujemy słowo „muszę”. Tak, jakby jakaś siła zewnętrzna kazała nam realizować te wszystkie aktywności jak codzienne bieganie, odchudzanie, zmiana diety, itd., itd. A przecież te postanowienia to nie nakazy (a przynajmniej tak jest w wielu przypadkach) a nasze osobiste CHĘCI. To może zamiast słowa MUSZĘ, warto zastosować słowo CHCĘ? Tylko jedno słowo, ale bardzo duża różnica.

Zastanów się co musisz i dlaczego musisz? A może chcesz? Zapisz sobie to w swoim notatniku rozwojowym i zobacz, jak zupełnie inaczej czujesz , że CHCESZ, a nie że MUSISZ.

Poobserwuj siebie, swoje reakcje na robienie tego co chcesz, a nie tego co musisz. Widzisz różnicę?

Moja młodsza córka narzekała kiedyś, że tak dużo jeszcze musi się uczyć. Zapytałam „musisz czy chcesz?” Oczywiście trochę podyskutowałyśmy (jak to  z nastolatką) i wyszło, że jednak CHCE – bo skoro chce wiedzieć, to chce przeczytać i chce przyswoić. Nie musi, bo nikt oprócz jej samej, nie zmusza jej do nauki. I teraz już nie ma narzekania „że muszę”, jest najpierw refleksja – czy ja tego chcę? Jeśli tak, to jest to moja decyzja i moje „chcę”. A jeśli nie chcę, to mogę nie robić, pamiętając, że nierobienie też ma swoje konsekwencje.

W trakcie pracy z klientką, omawiałyśmy jej dzień. I opowieść była naszpikowania „muszę”. Musiała wstać, musiała zjeść śniadanie, musiała zaprowadzić dziecko do przedszkola, musiała iść do pracy, musiała ugotować obiad, itd., itd…. Brzmiało to dla mnie strasznie! Zapytałam więc „dlaczego musi?” i co się stanie jeśli nie wstanie o 6 rano, nie zje śniadania, nie ugotuje obiadu… Okazało się, że właściwie to nic strasznego nie zadzieje się, jeśli te wszystkie „muszę” nie będą zrealizowane. Co więcej, okazało się, że część z tych rzeczy, robi bo chce, bo lubi poranną kawę i lubi spacer do przedszkola. Nauczyła się korzystać ze słowa „muszę” bardziej ostrożnie i z uwagą, zgodnie z jego znaczeniem. A dzięki temu nie czuła się tak strasznie do wszystkiego przymuszana, jakby była niewolnicą swojego życia.

Posłuchaj siebie. Jak często używasz słowa „muszę”? Czy jest to adekwatne słowo do tego co czujesz i myślisz? Jeśli faktycznie musisz a nie chcesz, to jak możesz to zmienić?

Jeśli wiem czego CHCĘ i mogę to zrobić, to czuję radość i dumę😊 to buduję swoją wewnętrzną motywację i jest mi z tym dobrze. I wtedy realizuję moje postanowienia, nie tylko te noworoczne, bo są moje i wynikają z moich potrzeb.

I tego Wam życzę, masę chęci i radości ze sprawiania sobie przyjemności!

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.