Samowspółczucie, jeszcze mocno w wersji anglojęzycznej jako self-compassion, przychodziło do mnie od kilku lat. To jakiś artykuł, to gdzieś, ktoś wspomina o takim „tworze”. Polska nazwa zupełnie nie spodobała mi się☹ Bo jak to ja mam sobie współczuć? To takie słabe, żałosne i płaczliwe!
Takie były moje pierwsze skojarzenia i z jednej strony zdecydowanie przyciągało mnie do tej koncepcji (to moja wzmacniająca się energia żeńska yin), ale mój mocny yang mózg mnie wstrzymywał… i tak to sobie „tańczyło” wokół mnie, aż w końcu zrozumiałam, że jak coś za mną tak chodzi, to znaczy, że mam spróbować.
I tak szybciutko zorganizowałam sobie wiedzę (czyli kupiłam książki dr Neff „Jak być dobrym dla siebie” i „Waleczne samowspółczucie”). Od razu polecam – jest naukowo, jest psychologicznie, jest yin i yang, i to wszystko razem pozwoliło mi w pełni pokochać tę koncepcję.
Bardzo szybko zorientowałam się, że od jakiegoś czasu we własnej pracy nad sobą zaczęłam budować swoje współczucie (które tak obśmiewałam), teraz mogłam te aspekty nazwać i zrozumieć proces (a tak lubię najbardziej).
Od kilku już lat bardzo mocno „faworyzuję” w życiu i pracy z klientami samoświadomość. Nieustannie zaskakuje mnie to, że nie jesteśmy uczeni tej podstawowej umiejętności dbania o siebie. Co więcej, często skupienie się na sobie jest od razu widziane (i oceniane) jako niezdrowy egoizm czy zachowanie antyspołeczne. Nasi wewnętrzni cenzorzy bardzo głośno krzyczą w nas (i na nas) jeśli tylko zaczynamy skupiać się na własnych potrzebach, emocjach i pragnieniach. A to przecież wszystko nie tak! Ja jestem dla siebie najważniejsza, jeśli nie zrozumiem swoich potrzeb i ich nie zaspokoję, moje emocje będą bardzo mocno pokazywały to w mało przyjemny sposób mnie samej i otoczenia. Te wszystkie „negatywne” emocje, złość, smutek, frustracja to konsekwencja niezaspokojonych potrzeb. Bardzo nie lubię określenia „negatywne emocje”, bo one nie są złe, nie są niepotrzebne, nie są do ukrycia. Każda emocja jest dla mnie informacją co dzieje się we mnie, czego potrzebuję. Jeśli potrafię odczytać i nazwać moje emocje, potrafię też dojść do ich źródła. A jeśli znam potrzebę, to mogę iść krok dalej i zadbać o jej spełnienie. To wszystko jest możliwe tylko jeśli mam uważność na samą siebie, czyli skupię się na sobie, każdego dnia, choć na chwilę. Tylko ja ze sobą. Nie ma wrzasków dzieci, nie ma paplającego telewizora czy radia, nie ma bieganiny myśli. Jestem ja odkrywająca siebie z każdym świadomym oddechem (świadomy oddech to mój kolejny ulubiony temat, i na pewno coś o nim napiszę).
Samoświadomość jest pierwszym krokiem do samowpółczucia. I warto ten krok zrobić😊 Następny wpis poświęcę w całości zagadnieniu uważności na siebie i moich w tym praktyk.
Gdy już jestem świadoma siebie, moich odczuć, tego co się ze mną dzieje tu i teraz, czasami mam poczucie, że tylko mnie spotyka taki dramat, tylko ja jestem wchłaniana w czarną dziurę katastrofy. I to nie tylko sytuacje najbardziej stresogenne jak śmierć bliskiej osoby, mogą wywołać takie poczucie. To może być obiektywnie błahe zdarzenie jak stłuczka auta, ale w mojej głowie staje się najczarniejszym dramatem. I gdy tak się dzieje, to z pomocą przychodzi nam druki krok samowpółczucia – poczucie ludzkiego, wspólnego doświadczenia. Nie jestem jedyną osobą na świecie, która miała stłuczkę, zgubiła telefon, cierpi z powodu śmierci bliskiej osoby, itd. Takie myślenie powoduje zmianę perspektywy i zniesienie tego strasznego ciężaru wyjątkowości i dramatyzmu mojego przeżycia. I wtedy mój ból staje się lżejszy…
Czego nam potrzeba, gdy jest nam źle? Dobrego przyjaciela, drugiego człowieka, który zrozumie i pocieszy, przytuli i pokaże, że jest OK i będzie zdecydowanie lepiej. I świetnie, jeśli taka osoba jest koło nas. Natomiast każdy z nas może stać się takim przyjacielem dla siebie😊 Zamiast łajać się w myślach, że znowu mi się nie udało, że jestem beznadziejna, przemieniam mojego krytyka w mojego przyjaciela i pocieszam sama siebie, przytulam się (jak najbardziej mogę to zrobić fizycznie) i całe napięcie i emocje uspokajają się.
I jak Wam się podoba? Mnie zdecydowanie zafascynowało samowspółczucie i zaprzyjaźniłam się z tą koncepcją. W kolejnych miesiącach będę omawiała poszczególne kroki samowspółczucia dzieląc się swoimi praktykami, zarówno tymi osobistymi jak i doświadczeniami z mojej pracy z klientami.

Skomentuj