Gdy prawie rok temu zaczęła się pandemia, większość z nas miała poczucie, że świat zwolnił. Mniej pracy, mniej aktywności towarzyskich, więcej czasu dla siebie. Oczywiście, że moje życie też się zmieniło, ale ja zamieniłam jedne aktywności na inne, poziom „zajętości” był nadal podobny. Nadal cały czas coś robiłam, byłam w permanentnym stanie działania. Wtedy tego nie dostrzegałam, ale dzisiaj, z perspektywy „pełnego zatrzymania”, tak właśnie to widzę…
No i w końcu dopadło mnie pełne zatrzymanie. Jakaś siła uznała, że może już dość tego wiecznego biegania (fizycznie i psychicznie), że skoro nawet pandemia nie dała rady zwolnić mnie, to należy unieruchomić mnie w sposób brutalny😉
I tak już dwa tygodnie leżę z unieruchomioną nogą. I wreszcie, przy pomocy oczywiście wielu dobry ludzi wspierających mnie, zobaczyłam, że można być ze sobą. Ze można nie biegać ciągle, także mentalnie, można nie myśleć o praniu, sprzątaniu, szkole, nowych projektach, spotkaniach towarzyskich, wyjazdach i planowaniu kilka lat do przodu.
Oczywiście to jest BARDZO trudne… i tego się uczę z coraz większą fascynacją i chęcią poznawania siebie.
Daję sobie czas, bo na wszystko jest WŁAŚCIWY czas. Ale jak się biegnie non stop, to tego nie widać☹
Całe dotychczasowe życie przebiegłam w poczuciu, że tak powinno być, co więcej, byłam z tego bardzo dumna, z moich osiągnięć, z uznania jakie dostawałam w maratonie życia. Bywały takie przebłyski, że może coś jest „nie halo”, gdy na przykład wspierałam fabrykę gdzieś daleko za granicą i wtedy moje malutkie dziecko pierwszy raz samo stanęło, a ja tego nie widziałam… ale szybko wytarłam łzy i pobiegłam dalej.
Cały czas jestem pełna różnych przekonań i powinności, które nie są moje i wcale nie są dla mnie dobre. I z nimi chcę się rozprawić. Odkrywam je i poznaję, i dopiero wtedy mogę zdecydować co chcę z tą zaszłością zrobić, czy dalej chcę tak żyć.
Czego nauczyłam się?
Mam czas na medytację, wsłuchiwanie się w moje ciało i nie ma nie wtedy dla innych. Nie odpowiadam na pytania, nie interesuję się otoczeniem, nie skupiam na potrzebach innych. Jestem sama ze sobą. Nie jest to łatwe i nie zawsze jest przyjemne czy proste. Jest zdecydowanie dla mnie zaskakujące i daje spełnienie. Nie mam poczucia „straconego” czasu, nie odliczam minut medytacji i nie planuję kolejnego działania zaraz po, na które nie mogę się spóźnić (nie mogę, bo tak sobie wymyśliłam), więc tak naprawdę znowu biegnę! Skupiam się na sobie i nie postrzegam tego, jako czegoś negatywnego, jako „nadużycie” i „fanaberię”. Daję sobie czas na siebie i to jest dla mnie nowość😊
Nie musisz doświadczyć „pełnego zatrzymania”, żeby rzeczywiście zwolnić. Co możesz zrobić tu i teraz:
- znajdź każdego dnia czas tylko dla siebie
- zacznij medytować, choćby tylko 15 minut dziennie
- zatrzymuj się kilka razy dziennie i poczuj swoje ciało, jak stoisz, siedzisz
- poczuj swoje emocje, wszystkie, które siedzą w Tobie i nazwij je
- odkrywaj siebie z radością i zachwytem
- ciesz się tym co jest tu i teraz, bo w każdej chwili jest radość, wystarczy ją zauważyć😊
Dobrego wolnego życia w zgodzie ze sobą zaczynając od teraz!
Skomentuj