Dobre przywództwo stało się moją obsesją kilka miesięcy temu. Myślę, że to narastało latami, gdy sama stawałam się szefem i odbierałam czasami trudny dla mnie feedback … a potem sama zaczęłam uczyć liderów. Ostatnie miesiące były pod tym względem intensywne, mój mentoring stał się działalnością mocno zawodową i zaczęłam spotykać bardzo różnych liderów…
Przez ponad 20 lat wzrastałam lidersko w największej światowej korporacji. Były to dawne lata początku normalnego życia w naszym kraju i wszystko co było zachodnie zdawało się być naj. W przypadku zarządzania bez dwóch zdań tak było. Chłonęłam jak gąbka, przy okazji edukując moją studencką psychologiczną brać, w tym profesorów, dla których amerykańskie praktyki HR były zupełną nowością.
Moje pierwsze lata zawodowe to wielu szefów z „innego świata” i całą sobą, często nieświadomie uczyłam się liderstwa. Nie każdy z nich był mistrzem, mocno widzę to po latach. Jednak strategia i wartości korpo narzucały pewne standardy działania liderów, które szybko stały się dla mnie normą. Chyba szybko się uczyłam co było doceniane i sama po kilku latach stałam się liderem. Zielonym, ale z dobrymi mentorami, których cenię do dzisiaj😊 Jestem bardzo wdzięczna za te wszystkie codzienne lekcje, spotkania i dobre emocje! Dzięki nim stawałam się coraz bardziej dojrzałym liderem i bardzo dobrze czułam się w tej roli.
Nadszedł moment zmiany w moim życiu i rozstania z ulubioną firmą. Pojawiła się w moim życiu nowa misja – daj innym to co dostałaś, ucz i pomagaj. Górnolotne? Naiwne? Może ktoś z Was tak powie, ale ja naprawdę tak to czuję, a to moje poczucie jedynie się umocniło w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Wejście w konsulting pozwoliło mi poznać różnorodność „stylów zarzadzania” w polskich firmach. Bez standardów, bez „najlepszych praktyk”, często niestety bez szacunku… Sama znalazłam się w organizacji, gdzie pracownik miał wartość pieniędzy, które zarabiał dla firmy, był cytryną do wyciśnięcia, bez myślenia, czucia, potrzeb.
Katastrofa!
Dla mnie, osoby profesjonalnie wychowanej na bardzo wysokich standardach najlepszego przywództwa, to było niepojęte, wręcz niemożliwe. Wielokrotnie nie byłam w stanie uwierzyć w to, czego doświadczałam…
Ten przeżywany przywódczy dramat jest na szczęście osładzany pracą z liderami, którzy są odważni, otwarci i pokorni w swojej drodze przywódczej. Pragną być lepsi, chcą doskonalić to co robią i jak robią. Znalazłam się na ich drodze i mogę im towarzyszyć w rozwoju. Jest to dla mnie najpiękniejsza nagroda😊 Uwielbiam te spotkania, te momenty odkrycia nowości i zmiany, naszej wspólnej radości.
Towarzysząc moim świadomym klientom w długiej podróży, sama uczę się każdego dnia. Pokory, cierpliwości, kreatywności, nowego podejścia do znanych narzędzi i sytuacji. Uczę się ludzi i siebie. To jest moja radość i moja pasja!
Moim marzeniem, które już zaczęłam spełniać, jest zarażanie potrzebą rozwoju i doskonalenia kolejnych szefów, liderów, prezesów. Moje „dobre przywództwo” to zarządzanie z szacunkiem. Tego pragnie każdy człowiek, bez względu na swoją rolę w organizacji czy życiu; to zmienia relacje, buduje dobry klimat, daje radość i zaufanie.
To takie oczywiste. I takie trudne.
Skomentuj